sobota, 20 sierpnia 2016

6. Przylot

         Byłam w jakimś lesie. Ubrana w czarną długą suknię balową. Nie miałam na sobie żadnych butów.
         Las był ciemny, mroczny, taki straszny. Drzewa były bez liści. Gęsto rosnące. Na niebie księżyc był w pełni.
         Z prawej strony usłyszałam pęknięcie gałęzi. Minęła chwila i znowu ten dźwięk. I jeszcze raz. Coś się zbliżało. Nie wiedziałam co, dlatego zaczęłam biec. Uciekałam przed czymś.
         Zobaczyłam coś. Po tej samej stronie skąd słyszałam trzask. Była to jakaś postać. Biegła równo ze mną. Albo szybciej. Zbliżała się do mnie. Dostrzegłam czerwone oczy.
         Przez to, że nie patrzyłam pod nogi potknęłam się i upadłam. Rozglądałam się, ale nigdzie nie było tej postaci. Zamiast niej z głębi wyłonił się wilk. Był ogromny i czarny. Jego czerwone ślepa patrzyły się prosto w moje oczy. Warczał i zbliżał się do mnie. Łapy kładł twardo na ziemi.
         Ogarniona strachem cofałam się, ale bestia szła na przód. Musiałam się zatrzymać, bo natknęłam się na drzewo. Nie miałam możliwości ucieczki. Wilk zaczął przygotowywać się do skoku. Zaczęłam krzyczeć na cały głos.